TRASHBOOK: Zbieracze śmieci w drodze do zakopanego

Jeśli mogą na świecie, możemy i my w Polsce. Do recyklingowej podróży zaprosiłam piętnastu doświadczonych badaczy jakościowych. Zostali wyposażeni w notesy Muji, które zrobione są z surowców wtórnych, a konkretnie ze starych japońskich gazet. Odbył się krótki briefing, w czasie którego wytłumaczyłam im filozofię trash research i ustaliliśmy zasady procesu. Zadanie było proste: mieć oczy i uszy otwarte, zbierać interesujące skrawki, ścinki i odpady informacji w czasie swojej normalnej pracy badawczej. Podczas prowadzenia grup i wywiadów, analizowania transkrypcji i dzienniczków, zdjęć dostarczanych przez respondentów. Cały proces miał potrwać od listopada do maja, czyli sześć miesięcy, co wydawało się wystarczająco długim czasem, żeby pojawiły się różne tematy, różne projekty, grupy docelowe, produkty. Ponieważ każdy potrzebuje motywacji do pracy, a chwała i satysfakcja z robienia czegoś niestandardowego to może być za mało, zaoferowałam także bardzo konkretną nagrodę. Autor najlepszego trashbooka miał wygrać weekend w Zakopanem dla dwojga z butelką dobrego wina. Notesy i ołówki w dłonie – do dzieła!
Po upływie sześciu miesięcy spodziewałam się notatników pękających w szwach, pełnych zaskakujących obserwacji, trafnych insigthów. Mój własny moleskine z oślimi rogami, pokreślony i zabazgrany, pełen wykrzykników i dopisków „sprawdzić”, dawał nadzieję na obfite żniwa. i wtedy przyszło rozczarowanie. Wszystkie notesy były puste. O, przepraszam – jeden się zgubił, a jeden poszedł na bazgroły dla dziecka. Tak czy tak: niczego badacze nie zanotowali, nie odkryli, nic ich nie zdziwiło, nie zaskoczyło, niczym się nie chcieli podzielić. Ogarnęło mnie zwątpienie. Czyżby na rubieżach badań naprawdę nie było nic ciekawego? Czyżby każda wypowiedź, która pada z ust respondenta była krótka, treściwa i na temat? Nikt nie zbacza z głównego nurtu, nie ma pokusy dygresji, nikt nie robi zdjęcia, na którym znajduje się coś, co wcale nie było opisane w zadaniu? Niemożliwe. a więc to pewnie wina badaczy. Są leniwi, zblazowani 8 i głupi. Tłuką swoje, nie patrzą na boki, nie chce im się palcem kiwnąć. i jak już znalazłam sobie to wygodne wyjaśnienie, nagle mnie olśniło. Przecież to moja wina. Wysłałam ich w drogę zupełnie bez mapy mówiąc tylko: „szukajcie czegoś ciekawego”. Ale czego konkretnie? Na jaki temat? Po co? To przecież najgorszy brief pod słońcem! Wstyd. Jeśli się nie wie czego się szuka, niczego się nie znajdzie. i właściwie w tym miejscu mogłaby się ta opowieść skończyć, ale przecież nie sztuką jest się poddać po pierwszej rundzie.