TRASHBOOK: Zacieczone

Nasza praca przypominała trochę to, jak się pracuje w kopalni złota czy diamentów. Musieliśmy przerzucić tony, hałdy bezwartościowych informacji, żeby wyłowić kilka drobnych obserwacji. Po pierwszej rundzie szukania w śmieciach mieliśmy ich 112, po selekcji 37, do pokazania klientom i publikacji w TrashBooku zostało ich zaledwie 14, z czego 4 muszę w tej publikacji pominąć, bo zostały wykorzystane przez klientów. Wybrane 10 znalezisk prezentujemy poniżej.

Kolejnym obszarem naszych poszukiwań była koloryzacja włosów, szczególnie w kontekście młodych kobiet (16-24), bo w tej kategorii niezwykle ważna jest rekrutacja. Bariery wejścia do kategorii są poważniejsze niż w przypadku kosmetyków do twarzy czy produktów do pielęgnacji ciała. Procedura koloryzacji jest relatywnie skomplikowana, efekt nie do końca wiadomy i w wielu przypadkach trwały.
BRUDNE DŁONIE Z BRYLANTEM
Znalezisko pierwsze przyszło z niespodziewanej strony po pięciu tygodniach bezowocnego szukania czegokolwiek o farbie. w czasie pierwszych minut rozgrzewki na focusie na temat kawy młoda dwudziestoletnia dziewczyna opowiadała, że właśnie się zaręczyła. Inne respondentki koniecznie chciały zobaczyć pierścionek i wtedy bohaterka dnia pokazując brylant na palcu przeprosiła za swoje dłonie, które miały ciemnoszare zacieki od farby do włosów. „Takie brzydko zacieczone są” – powiedziała. Zaczęła się krótka rozmowa, niestety przerwana po dwóch minutach przez moderatorkę, na temat problemu jakim przy samodzielnym farbowaniu włosów jest to, że robią się zacieki na skórze, zwłaszcza twarzy i włosów i jak sobie skutecznie z tym problemem radzić. Ze strzępów rozmowy wynikało, że to, że farba do włosów zostawia plamy na skórze – twarzy, ale także dłoni – stanowi poważną barierę dla młodych kobiet, które nie koloryzują włosów z konieczności (bo siwizna), ale z chęci zmiany, w ramach dbania o siebie. Drążąc temat zorganizowaliśmy focus online i dokonaliśmy analizy treści sześciu forów poświęconych samodzielnej koloryzacji. Zacieki na skórze okazały się poważnym problemem, zwłaszcza wśród niedoświadczonych użytkowniczek. O plamach na twarzy poniżej, skoncentrujmy się teraz na dłoniach. Jak to możliwe, że farba zostawia plamy, jeśli do każdego opakowania są dodawane foliowe rękawiczki?
Otóż dziewczyny niekoniecznie z nich korzystają. To znaczy zaczynają proces nakładania farby w rękawiczkach, ale ponieważ w większości przypadków są one za luźne i się ślizgają (czasem nawet spadają w trakcie), zdejmują je i rozprowadzają farbę grzebieniem lub szpatułką (często też zwykłym nożem kuchennym o szerokim ostrzu, bo łatwo go umyć) już gołymi rękami. Nie sposób jednak wtedy uchronić się przed dotknięciem farby, która jeśli nie jest zmyta od razu zostawia plamy i zacieki (a o tym też dziewczyny nie zawsze wiedzą). Na forach pojawiało się wiele głosów użytkowniczek, które zniechęcały się do domowej koloryzacji po jednym doświadczeniu. Rozwiązanie problemu wydaje się dość proste: po pierwsze pojemniczki z aplikatorem, a po drugie inne rękawiczki, pewnie najlepiej lateksowe, które lepiej przylegają i się nie ślizgają. Mniejsza wtedy szansa, że zsuną się z rąk, że upuści się szpatułkę, łatwiej rozsmarować farbę na głowie.
WC PICKER I SIATA NA GŁOWĘ
Pobrudzone ręce to jeszcze mały problem wobec zacieków na twarzy. Jeśli niedokładnie rozprowadzić farbę ma ona tendencję do tego, żeby ściekać na czoło, skroń, koło ucha i policzki. Nie zmyta od razu zostawia trudne do usunięcia zacieki. Taką sytuację zgłaszają prawie wszystkie młode dziewczyny, które po raz pierwszy samodzielnie farbują włosy. Chyba, że zawczasu wyczytały w sieci, że należy chronić twarz smarując ją tłustym olejkiem. Znaczna część jednak tego nie wie, nie zapyta też nikogo bliskiego – mamy czy siostry – bo jak się okazuje, w wielu przypadkach pierwsza koloryzacja włosów bardzo młodych dziewczyn (15-16) odbywa się w tajemnicy przed matką, która prawdopodobnie byłaby jej przeciwna. Tak więc dziewczyny radzą sobie same i oprócz nowego koloru mają też szarobure zacieki na twarzy. Przerażone efektem szukają pomocy w sieci, która udziela wielu różnych rad. Poniżej dramatyczny apel szesnastoletniej dziewczyny na forum wizaż.pl (pisownia oryginalna)„Dziewczyny, proszę o natychmiastową pomoc. ufarbowałam przed chwila włosy kremem koloryzujacym na czarno i zacieki z farby nie zchodza niczym ze skory!!!! próbowałam mydla, wody utlenionej, szamponu, soku z cytryny. Nie wiem co robić, jak jutro wyjde na ulicę. proszę, pomóżcie mi!!! Co mam robic, żeby to zmyć?. Już nigdy nie bende sama farbować!!!” Odpowiedzi na ten i podobne apele były niezwykle ciekawe. Dziewczyny polecały sobie: sodę oczyszczoną, lakier do paznokci, benzynę, płyn do naczyń, a także WC Pickera, który dla wielu okazał się bardzo skuteczny. Wystarczyłoby może, żeby producent farby, zwłaszcza takiej, która ma rekrutować do kategorii, umieścił ostrzeżenie o możliwych zaciekach na skórze, poradził jak się przed nimi chronić i co zrobić, jeśli wystąpią. Po analizie wypowiedzi sądzę również, że młode użytkowniczki byłyby wdzięczne także za czepek na głowę, bo z powodu nieudolnego nakładania farby, zacieki robią im się także na ubraniach. Jak same piszą, chronią głowy siatkami z Biedronki, ale najwyraźniej to nie wystarcza. Po takich doświadczeniach wiele z nich się zniechęca i nie tak szybko podejmuje ponowną próbę samodzielnej koloryzacji.
TRUPI FIOLET
Oprócz barier, jakie stanowi sam proces farbowania i jego niepożądane skutki uboczne, jest jeszcze jedna kwestia, która odstrasza młode i niedoświadczone użytkowniczki. Nie mam tu na myśli zapachu amoniaku, który od dawna jest bolączką kategorii i wielu producentów już się z nią w taki czy w inny sposób uporało (choć młode dziewczyny i tak martwią się, że „matka i tak wyczuje co się święci po zapachu”, bo zmiana odcienia jest na tyle delikatna, że nie zawsze łatwo dostrzegalna). Chodzi o kolor farby. Nie kolor włosów po ufarbowaniu, bo ten może być gorszy lub lepszy, bliższy lub dalszy oczekiwaniom. Chodzi o kolor mikstury, którą się nakłada na głowę. Jak określiła to nasza respondentka z focusa o kawie: „trupi fiolet”. Rzeczywiście w nadziei na czekoladowy brąz czy miodowy blond, dziewczyny nakładają na głowę mieszankę o konsystencji śmietany, która zazwyczaj ma kolor szaroburofioletowy. Wzbudza to ich niepokój – jak się ten paskudny kolor ma do efektu końcowego? Oczywiście na koniec przekonują się, że istotnie mieszanka na włosach zmienia kolor na właściwy i nikt nie ma włosów trupio-fioletowych, ale ten nieprzyjemny kolor w trakcie procesu psuje samo doświadczenie, które i tak jest pełne emocji (wyjdzie czy nie? będzie pasować? co powiedzą bliscy?). Nie wiem czy z punktu widzenia chemicznego to problem zmienić kolor mieszanki, bo być może trupi fiolet jest koniecznym wynikiem utleniania się jakiejś substancji, ale może dałoby się go w takim razie ukryć w aplikatorze w ładnym kolorze zamiast takiego, jaki w większości farb jest dziś, czyli przeźroczystym?